Jak nie kijem Go to pałą, czyli dylematy z bronią treningową.

"Szermierka Bronią Historyczną - próba definicji; broń ostra kontra broń treningowa".

W ostatnim czasie na terenie Polski pojawia się, co bardzo chwalebne, wiele przeróżnych bractw rycerskich. Do nich to przede wszystkim kieruję swój artykuł. Nie mówię tu o grupach tak zwanych barbarzyńców, ani też o ludziach, których założeniem jest, jak sami mówią "robienie klimatu". Zwracam się do tych stowarzyszeń, których celem, czy też założeniem statutowym jest trenowanie i popularyzacja tzw. Szermierki Bronią Historyczną, czyli po prostu Sztuki Fechtunku. Jest to dziedzina dziwna, bo jej definicja właściwie nie jest sprecyzowana. Warto zatem, choć przez chwilę, przyjrzeć jej się bliżej, gdyż nierozłącznie wiąże się to z tematem stosowania broni treningowej.

Otóż, wnioskując z rozlicznych rozmów, nie jest to ani dyscyplina sportowa, ani też, jak się okazuje, dziedzina wyłącznie pokazowa (przynajmniej tak twierdzą niektórzy). Pewien procent zajmujących się tym czymś osób twierdzi zdecydowanie, że walczy "naprawdę". Znaczyłoby to, iż dwóch, często dobrze znających się ludzi, staje do walki po to, by móc skonfrontować swoje szermiercze umiejętności. Walczą oni "prawdziwą" tj. ostrą bronią1 i zwykle posiadają niedostateczne uzbrojenie ochronne. Ciekawe jest, w jakiż to sposób chcą oni wykazać swój kunszt szermierczy i wyższość nad przeciwnikiem? Nie podejrzewam nikogo o to, że chce pozbawić adwersarza, którym jest często dobry znajomy, zdrowia lub gorzej życia (kryminał!). Zatem, w jaki sposób udowadniają swoje umiejętności, skoro trafienie nie wchodzi w rachubę.

Okazuje się, że pomysł jest prosty, wręcz banalny, choć powiedziałbym mocno niezadowalający. Chodzi bowiem o to, żeby po wyprowadzeniu natarcia (tłumacz: ciosu) zatrzymać go tuż przed ciałem adwersarza, kiedy ten nie wykona zasłony. Bardzo często przy takim dość ciekawym sposobie konfrontacji umiejętności dochodzi do przezabawnych sytuacji, kiedy to jeden z pojedynkujących się zatrzymując swoja broń w odległości "dobrego" 0,5 metra od ciała przeciwnika twierdzi, że go trafił. Drugi zaś (ten rzekomo trafiony) wcale tak nie uważa, zresztą moim zdaniem całkiem słusznie, gdyż żadnego trafienia nie było, a to że zasłona nie została wykonana, wcale nie jest podstawą do stwierdzenia trafienia. Każdy, kto choćby krótko zajmował się walką białą bronią wie, że poza obroną przy użyciu zasłony istnieje jeszcze wiele sposobów na uniknięcie trafienia, jak choćby tzw. obrona odległością. Wszystko byłoby w porządku i zabawa w udawanie fechtunku byłaby całkiem radosna, gdyby nie ludzie, którzy traktują owe udawanie całkiem poważnie i są przekonani, na podstawie tego dosyć śmiesznego sposobu oceny, że doskonale władają bronią białą. Efektem tego dochodzi do bardziej poważnych konfrontacji, podczas których dotychczasowi dobrzy znajomi robią sobie krzywdę, leje się krew. Ktoś powie pewnie: "no i dobrze, to ich sprawa". Może i słusznie, dopóki sprawa nie opiera się o sąd, zgoda.

Ale nadal nie rozwiązuje to problemu, że zarówno ci "fechmistrze realistyczni", jak i ci, którzy kochają fechtunek i chcą bezkrwawo potykać się w gronie ludzi o podobnej pasji, nie mogą doskonalić swoich umiejętności, nie masakrując przy tym swoich przyjaciół. Nie mogą ćwiczyć, nie mówiąc o wypróbowaniu w walce takich działań jak wspomniana wyżej, a jakże elementarna, obrona odległością, czy choćby przeciwnatarcie. Ćwicząc bronią ostrą, bez dokładnego zabezpieczenia w postaci stroju ochronnego, o doskonaleniu bardziej złożonych działań, jak choćby przeciwtempo, opisane i stosowane już na początku XVII-ego wieku, należy na pewno zapomnieć. Jakie więc jest rozwiązanie tego problemu? Mianowicie bardzo proste i wbrew pozorom nie wymyślone w XXI-szym wieku. Rozwiązaniem tym jest broń treningowa, która jest prawie tak stara jak Sztuka Fechtunku. Różne rodzaje broni do ćwiczeń znane były już w okresie istnienia Republiki Rzymskiej, zatem kilkaset lat przed n.e.2 Mówię tu np. o wiklinowych tarczach i drewnianych mieczach zastępujących w ćwiczeniach legionistom rzymskim scutum i gladius. Średniowiecze także pełne było różnych typów drewnianych mieczy i tępych kopii. W renesansie, kiedy zaczęła rozwijać się nowożytna Sztuka Fechtunku w pełnym tego słowa znaczeniu, do ćwiczeń używano zatępionych rapierów, a sztych zabezpieczano kulką3 wielkości kuli muszkietowej. Jednak mimo tych środków ostrożności i z powodu braku odpowiedniej ochrony ciała niejednokrotnie podczas ćwiczeń zdarzały się wypadki wybicia zębów, a nawet oka. Maska szermiercza, choć jeszcze w niedoskonałej formie4, pojawiła się na salach szermierczych pod koniec XVII-ego wieku. Przyczyniła się ona, jak twierdzą znawcy przedmiotu, do dalszego rozwoju sztuki władania bronią białą. W osiemnastowiecznych szkołach fechtunku np. Akademii Domenico Angelo pod Londynem5, wykorzystywano kilka typów broni ćwiczebnej, między innymi tak ponoć popularne w Polsce palcaty. Wiek XIX-ty przyniósł zawody typu sportowego6, rywalizację oczywiście przy użyciu broni ćwiczebnej. Jak widać z powyższych przykładów, nie od wczoraj walczono bronią treningową. Dlaczego więc, członkowie wspomnianych formacji rycerskich, tak usilnie wzbraniają się przed stosowaniem tej broni, nazywając dla przykładu broń sportową "antenkami"? To śmieszne, ale pewnie niewielu tych, wyśmiewających się z "antenek" wie, że współczesna szpada sportowa jest wzorowana na francuskiej szpadzie pojedynkowej z XIX-ego wieku, której na sztych założono jedynie zabezpieczenie w postaci tzw. punty. Takimi szpadami, tyle że bez punty, w XIX-tym wieku pojedynkowano się i często też niestety, zabijano.

Jednym z argumentów przeciw stosowaniu broni ćwiczebnej, jaki podają jej przeciwnicy, jest brak odczucia strachu przed utratą zdrowia czy życia, jaki bez wątpienia towarzyszy prawdziwej walce. Owszem zarzut jest słuszny, ale warto zastanowić się jak bardzo owe odczucie determinuje sposób walki. Odwołując się do nieco innej dziedziny, spójrzmy na poligonowe ćwiczenia współczesnego wojska. Tam również stosuje się tzw. "ślepe" naboje, które tylko symulują użycie prawdziwej broni. Omawiany element strachu o własne życie występuje w stopniu wysoce ograniczonym. A jednak nie przeszkadza to tak bardzo współczesnym wojskowym szkoleniowcom. Czy więc wpływu strachu o własne zdrowie nie może w pewnym stopniu zastąpić strach o zostanie pokonanym?

Innym argumentem zwolenników broni ostrej jest często zarzut, iż niektóra broń treningowa np. palcat jest wykonany z innego materiału niż jego stalowe odpowiedniki. Owszem zarzut jest jak najbardziej słuszny. Kiedy w pierwszej połowie lat 90-tych tworzyłem palcat w jego obecnej postaci stosowany na treningach Szkoły Fechtunku "AKADEMIA BRONI" i grupy "LORICA", a także na salach zaprzyjaźnionych grup, miałem na celu stworzenie broni treningowej, która przede wszystkim byłaby niedroga. Wszyscy chyba doskonale orientują się w sytuacji finansowej większości polskich formacji tzw. Ruchu Rycerskiego. Chciałem by była to broń dostępna dla każdego. Absolutnie zgadzam się z zarzutami, że trudno jest określić dokładnie, jaką konkretnie broń symuluje palcat. Lecz, o ile mi wiadomo, była to pierwsza z prawdziwego zdarzenia broń treningowa wśród polskich stowarzyszeń rycerskich, dzięki której można było dość bezpiecznie trafiać się i w której odbyło się kilka turniejów określających bezdyskusyjnie stopień wyszkolenia ich uczestników. Obecnie odchodzimy od używania palcata na rzecz droższej i lepiej odpowiadającej oryginałowi broni treningowej. Powody, dla których tak się właśnie dzieje są chyba oczywiste, ale ich dokładniejsze opisanie wykracza znacznie poza ramy tej publikacji. Myślę jednak, że palcat jeszcze przez jakiś czas pozostanie bronią treningową "na początek" dla tych, którzy zdecydują się doskonalić prawdziwą Sztukę Fechtunku.

Wracając do zasadniczego tematu, zgadam się, że różnica w materiale, z którego wykonana jest broń treningowa i jej oryginał może mieć pewien wpływ na sposób zachowania się broni podczas walki. Pytanie tylko, jak wielki? Jak dotąd wszyscy, którzy postawili mi ten zarzut, jakoś nie kwapili się do udowodnienia swoich umiejętności w duchu czysto przyjacielskiej, sportowej rywalizacji. Ograniczyli się jedynie do standardowych opowieści o swoich szermierczych dokonaniach. Nie chodzi mi tutaj o to, by kogoś obrazić, ale przestańmy gadać i po prostu pokażmy. Oczywiście nie przy użyciu broni ostrej. Epoka pojedynków już się skończyła. A poza tym, po co ryzykować? Bądźmy humanitarni i pozwólmy pokonanemu przeciwnikowi na szybki rewanż, niekoniecznie po długim okresie rekonwalescencji w szpitalu.

Walka bronią treningową jest może tylko namiastką prawdziwej walki, ale czy nie lepszą niż udawanie szermierki przy użyciu ostrej broni, gdzie obaj przeciwnicy tak naprawdę, nie chcą się trafić. To wypacza podstawowy sens fechtunku, założenie powstałe u jej historycznych korzeni - trafić i nie zostać trafionym. Istota fechtunku nie zmieniła się od wieków.

Stosując zabezpieczoną broń i protektory dla walczących minimalizujemy przede wszystkim kontuzje walczących, dając im możliwość ciągłego doskonalenia się, bez konieczności leczenia urazów otrzymanych podczas walk ostrą bronią. Ponadto otrzymujemy możliwość ćwiczenia bardziej skomplikowanych działań szermierczych, niż tylko natarcie - zasłona - odpowiedź. A przecież to właśnie działania złożone tworzą piękno tej dyscypliny i wyniosły ją niegdyś do rangi Sztuki. To one dają przewagę mistrzowi nad początkującym.

I wreszcie najważniejszy argument, jaki przemawia za stosowaniem broni treningowej, a mianowicie możliwość bezdyskusyjnego sprawdzenia swoich umiejętności. Dzięki temu unikamy długich, bezowocnych rozmów na temat, kto lepiej włada bronią. Unikamy również krwawych konfrontacji, które są niekiedy wynikiem takich rozmów. Umiejętności każdego można bowiem w każdej chwili bez ryzyka wykazać. Tym samym odbieramy atut "pseudo-fechmistrzom", których umiejętności ograniczają się do gładkich opowieści o swoich szermierczych wyczynach i rzekomo stoczonych, mocno podkoloryzowanych pojedynkach. Ich główną siłą w walce jest brak wyobraźni i desperacja, z jaką bronią swojej pozycji, opartej na pustej gadaninie. To bez wątpienia trudni przeciwnicy, ale nie widzę przyjemności w pokaleczeniu niewiele umiejącego desperata, biorąc pod uwagą zawsze istniejące ryzyko otrzymania trafienia samemu.

Żyjemy na początku XXI-ego wieku i pojedynki na śmierć, czy do pierwszej krwi są już przeżytkiem. To fakt. Członkowie grup rycerskich, które mają na celu kultywowanie tradycji, muszą jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, którą tradycję chcą kultywować? Czy ponurą tradycję pojedynków, w których ginęli lub byli okaleczani ludzie, czy też niezwykle barwną tradycję europejskiej szermierki, Sztuki trafiania i nie bycia trafianym?

Obecnie broń biała w swojej ostrej postaci może służyć jedynie do pokazów, które w Polsce cieszą się niesłabnącą popularnością. Walki pokazowe, szczególnie te bez strojów ochronnych, aby były dostatecznie atrakcyjne i zapewniały bezpieczeństwo walczącym, muszą być ułożone i wielokrotnie ćwiczone. Mimo to istnieje pewien procent ryzyka w przypadku pomyłki i to tworzy wokół nich otoczkę realnej adrenaliny. Nie należy jednak zapominać, że celem walki pokazowej jest jej możliwie najatrakcyjniejszy wygląd, co nie zawsze idzie w parze z realizmem. Samo trenowanie układów walk rozwija poczucie tempa, uczy prawidłowego wykonywania działań szermierczych, utrzymywania dystansu i wielu innych umiejętności przydatnych w walce "na trafienia". Nie można jej jednak w żaden sposób zastąpić, nawet ćwiczone pod okiem doświadczonego choreografa walki.

Dlatego na podstawie choćby najbardziej atrakcyjnego pokazu walki, nie możemy powiedzieć o kimś, że jest dobrym szermierzem. Jest on sprawnym fizycznie i umiejącym zachować się na scenie aktorem. Aby mógł wykazać swoje umiejętności szermiercze musi zmierzyć się z innymi w realnej walce. I tu idealną formułą, dającą na pewno możliwość późniejszego rewanżu, jest walka bronią treningową z użyciem odpowiednich ochraniaczy.

Jak zatem widać, mimo pewnych niewątpliwych różnic pomiędzy bronią ostrą, a bronią treningową, argumentów za stosowaniem tej drugiej jest chyba dostatecznie dużo. Myślę, że po tym wszystkim, co zostało tu powiedziane znacznie wzrośnie liczba osób trenujących fechtunek, oczywiście bronią umożliwiającą bezpieczne trafianie. Tym, który mimo to będą usiłowali wykazać swój "kunszt" w walce bronią ostrą, życzę dużo szczęścia, które na pewno im się przyda.

Jeśli ktoś miałby ochotę, w przyjaznej atmosferze, sprawdzić swoje umiejętności w dziedzinie Szlachetnej Sztuki Obrony, jak niegdyś określano Sztukę Fechtunku i być może, dostarczyć mnie i moim przyjaciołom nowych doświadczeń w tej fascynującej dziedzinie, serdecznie zapraszam do kontaktu.


Przypisy [1] W niniejszym artykule, mówiąc o "broni ostrej" mam na myśli metalowe repliki historycznej broni białej, które niekoniecznie muszą być ostrzone, choć i takie egzemplarze niekiedy da się zobaczyć w rękach polskich "fechmistrzów".
[2] Niektórzy autorzy sięgają nawet do czasów Średniego Państwa w starożytnym Egipcie gdzie, opierając się na zachowanych przedstawieniach ikonograficznych, prawdopodobnie rozgrywano zawody w typie sportowym z wykorzystaniem broni treningowej (drewnianej).
[3] Aylward J.D. "The Fencing Match in Hamlet". "The Sword", 3/1950.
[4] Na przełomie XVII i XVIII wieku do ćwiczeń szermierczych używano masek karnawałowych.
[5] Angelo D. "L'Ecole des Armes - School of Armes". London 1765.
[6] Po upadku siedemnastowiecznych zawodów typu sportowego w Tuluzie o Puchar Rady Miasta.

Marcin Żmudzki

Warszawa 22 marca 2004r.


Copyright © lorica 2006